Trzy lata minęło jak jeden dzień

34

O porzuceniu stałej pracy i stworzeniu firmy myślałam już dużo wcześniej. Od myślenia do czynu upłynęło szmat czasu. Wiele rzeczy przed dokonaniem takiego czynu mnie powstrzymywały – nie czułam się psychicznie przygotowana skoczyć na głęboką wodę, bałam się zaburzyć tą dotychczasową stabilność i bezpieczeństwo, a przede wszystkim obawiałam się strachu przed porażką i nieznanym. Bałam się, że porażka mnie psychicznie zgniecie. W momencie wypowiedzenia pracy praktycznie, a nawet teoretycznie nie miałam żadnej gwarancji, że uda mi się zrealizować swój cel. Właściwie nigdy nie było idealnego momentu na wyznaczenie magicznej daty zarejestrowania działalności gospodarczej w Urzędzie Miasta. Miałam 32 lata i pewnego dnia rano obudziłam się i powiedziałam sobie „koniec ze zwlekaniem! Zmieniam życie. Zaczynam nowy rozdział życia!” I poszłam poinformować o tym świat.

Jako osoba niesłysząca na co dzień borykam z barierą komunikacyjną, która nierzadko utrudnia mi funkcjonowanie w społeczeństwie, ale zawsze jakoś na swój sposób radziłam sobie z tym. Raz lepiej, raz gorzej. Wmawiam sobie, że to nie moja wina, że społeczeństwo słyszących nie potrafi dostosowywać się do naszych potrzeb. Jedni pukali w czoło strasząc mnie papierologią i wysokimi opłatami składek do ZUSu i podatków do Urzędu Skarbowego, bo kokosów od razu zarabiać nie będę przecież. Inni wyśmiewali się ze mnie, bo jak będę rozmawiać, negocjować z ludźmi? Jak z rozmową telefoniczną? No jak?! Ja głucha chcę sama prowadzić firmę? Oszalałaś?! Ja odpowiedziałam, że nie wiem jak, ale coś wymyślę, coś na to poradzę – w końcu mamy XXI wiek i są alternatywne metody komunikacji z klientami. Wysysali ze mnie zapał i energię, ale ja się nie dałam, robiłam swoje. Na szczęście nie brakowało wokół mnie osób, którzy wspierali mnie, pomagali jak mogli i trzymali kciuki za powodzenie.  Ja byłam uparta i dążyłam do zrealizowania celu, chociaż do końca nie wiedziałam jak. Zaczynałam od zera, od czegoś trzeba było zacząć. Owszem bałam się, ale nie chciałam zrezygnować z marzeń i pasji. Musiałam wykazać się odrobiną odwagi i wyjść poza swoją strefę komfortu.

Przez 6 lat pracowałam w bibliotece, a konkretnie zajmowałam się gromadzeniem i wprowadzaniem zbiorów książek do baz danych w specjalnym programie przeznaczonym do tego. Także jak niektórzy myśleli, nie pracowałam w wypożyczalni książek, gdzie piłam sobie kawusię, malowałam paznokcie i czytałam cały regał książek. Codziennie wykonując te same zadania czułam, że marnuję swój potencjał, nie miałam tu szans na rozwój osobisty i poszerzanie nowych horyzontów. Licząc na to, że zdobędę jakąś nową wiedzę z tego zakresu zapisałam się na studia bibliotekoznawstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim. Jak się okazało niczego nowego się nie dowiedziałam i zmarnowałam tylko swój czas. Praca ta odbierała mi energię, ale bałam się zmiany. Ten strach długo mnie paraliżował przed podjęciem decyzji, ostatecznie musiałam pokonać strach i oznajmić wszystkim o swoim zamiarze.

Przypomina mi to sytuację, kiedy to 6 lat temu w 2012 roku pokonałam jedną z najtrudniejszych tras w Tatrach, czyli Orlę Perć, a właściwie to jej fragment. Przez 14 godzin wędrówki, wspinania po granach strach cały czas mi towarzyszył – a to czy nie upadnę, a to czy nie pośliznę się, a to czy ten kamień nie jest ruchomy. Potem doszły bóle w stopach i w stawach, a także wyczerpanie psychicznie. Tak, w górach psychicznie zsiadłam. W górach nie tylko ważne jest przygotowanie fizyczne, ale i psychiczne – ja na to drugie nie byłam przygotowana. Gdy słońce już zaszło, na polanie i w lesie zapadła czarna noc. Ten strach jeszcze bardziej potęgował, że byłam gotowa zrezygnować z dalszej wędrówki. Koniec końców dotarłam do domu. Wszyscy gratulowali odwagi, ale tylko ja wiem, co przeżyłam walcząc ze słabością spowodowaną strachem i wyczerpaniem psychicznym. Droga z Orlej Perci do domu jak i droga do sukcesu w firmie była trudna, kręta, wiele przeszkód musiałam pokonać, podejmując ryzyko zawsze towarzyszył mi lęk. Siedząc na polanie miałam chwilę słabości i odmawiałam dalszej wędrówki, ale podniosłam, szłam dalej i dotarłam do celu. Tak samo z firmą, miewam kryzysy i porażki, ale ostatecznie wstaję, zakasam rękawy i biorę się do pracy.

Suma summarum niczego nie żałuję, warto było zaryzykować. Przed podjęciem jakiejkolwiek arcytrudnej decyzji mawiam, że jak nie spróbuję tego, to się nie dowiem, czy warto było próbować, zresztą co szkodzi spróbować? Odkąd pamięcią sięgam zawsze byłam takim niespokojnym duchem i chciałam wszystko sama robić. Jako dziewięciolatka, gdy uczęszczałam do szkoły dla niesłyszących, które było od domu oddalone o jakieś 4-5 km to codziennie moja Mama samochodem mnie woziła do szkoły. A ponieważ wstydziłam się tego, że Mama mnie do szkoły za rączkę odprowadza i miałam wrażenie, że za moimi plecami cały świat się ze mnie śmieje. Więc zamiast mnie podrzucać pod samą szkołą to chciałam, żeby zatrzymywała się jakieś 500 metrów od szkoły z dala od ciekawskich wzroków dzieci, a resztę drogi do szkoły pokonywałam sama na nogach. Dopiero w 5 klasie mając 11 lat dostałam pełną zgodę od rodziców na samodzielną wyprawę do szkoły tramwajem. A jaka byłam z siebie dumna! Jako siedemnastolatka miałam takie marzenie, żeby skończyć liceum i wyjechać na studia oddalone o 400 km od mojego domu rodzinnego. Moi rodzice choć nie do końca byli zachwyceni moją decyzją, dali mi wolny wybór i pomagali w realizowaniu mojego celu. I tak się stało, że po maturze razem z mężem, wówczas chłopakiem wyjechaliśmy na studia w Siedlcach. Była to jedna z moich najlepszych decyzji w moim życiu. 5 lat studiów w Siedlcach to jeden z najlepszych okresów w moim życiu.

Jedni wolą życie stabilne, przewidywalne, nie potrzebują adrenaliny i akceptują to co społeczeństwo im narzuca. Inni szukają szczęścia, idą za głosem swego serca i za marzeniami. Każdy z nas ma wybór.

Powoli umiera ten, kto staje się niewolnikiem przyzwyczajenia, ten kto odtwarza codziennie te same ścieżki.

Powoli umiera […] ten kto nie podejmuje ryzyka spełnienia swoich marzeń, ten kto chociaż raz w życiu nie odłożył na bok racjonalności.

Pablo Neruda

Dodaj komentarz