Wpływ technologii na życie niesłyszących

Przez 17 i pół lat swego życia żyłam bez telefonu komórkowego, Internetu czy social media. Czy wtedy żyło się gorzej? A może lepiej? Tak i nie. Teraz to praktycznie każdy 10 latek ma telefon, a jeśli nie ma to zwykle bierze od rodziców i się nim bawi, klika to i tamto, że często pod względem wiedzy technologicznej pokonuje mnie.

Wychowałam się w erze komputeryzacji zaczynając od Atari i Commodore (raczej z niego rzadko korzystałam, był własnością mojego brata, ale czasami pozwalał mi pograć). Jako 10 letnie dziecko otrzymałam w prezencie od chrzestnej z Niemiec Nintendo (Super Mario Bros i Tetris to były gry numer 1), potem w wieku 14 lat otrzymałam pierwszy stacjonarny komputer i nie miałam bladego pojęcia, jak się z nim obchodzić. Klikałam gdzie się dało metodą prób i błędów. Przez to informatyk często bywał w moim domu i dzięki czarodziejskiej różdżki przywracał komputer do życia. W wieku 16 lat otrzymałam dostęp do Internetu, ale kompletnie nie ogarniałam tej cybernetycznej magii i nie korzystałam z niego przez rok. Nie wiedziałam, z czym to się je. Dopiero rok później, gdy znajomy pokazał mi jak się poruszać po Internecie, wtedy zżerała mnie ciekawość i apetyt na świat cybernetyczny szybko rósł. Pamiętam moje zdziwienie pomieszane z euforią, gdy nawiązałam pierwszą rozmowę on-line, nie mieściło mi się w głowie, że z kimś rozmawiam po drugiej stronie monitora. Miałam trylion pytań bez odpowiedzi, zastanawiałam się, jak to w ogóle możliwe, że stukam w klawiaturę słowa, naciskam „enter” i w ciągu jednej sekundy odbiorca odpowiada na moją wiadomość. Ale jak? Przez kabel te słowa przechodzą? Po prostu kosmos. Dzisiejsze pokolenie nad tym się nie zastanawia, jak działa ta cała procedura, bo sam fakt, że Internet mamy jest po prostu sprawą oczywistą i tyle. Było to dla mnie niesamowite uczucie, gdyż przez 17 lat byłam pozbawiona jakiejkolwiek komunikacji na odległość (z telefonu stacjonarnego z oczywistych powodów nie korzystałam). W tym czasie otrzymałam pierwszy telefon komórkowy.

Dla mnie to był cud technologiczny i pierwszy krok milowy ku przełamaniu barier komunikacyjnych na odległość.

Kiedy jako nastolatka jeździłam na obozy młodzieżowe z kumpelą za granicę to zawsze prosiłam, aby kumpela w moim imieniu (była słabosłysząca, ale słyszała w miarę dobrze przez telefon) dzwoniła do mojej Mamy, żeby poinformować, iż bezpiecznie dojechałam do celu. Nie chciałam, żeby rodzice się niepotrzebnie zamartwiali i miałam silną potrzebę dać im znać. Albo w liceum, kiedy miałam coś bardzo pilnego do przekazania Mamie, np. że później wrócę do domu, że gdzieś po szkole się wybieram, to zwykle prosiłam słyszącą koleżankę z klasy o pomoc w telefonowaniu. Zawsze czułam się przez to ograniczona, że nie mogłam tego samodzielnie uczynić. Albo gdy chciałam pojechać do koleżanki niesłyszącej (niektóre mieszkały poza Katowicami, więc ot tak wpaść do nich nie wchodziło za bardzo w grę) to zawsze Mama dzwoniła do matki mojej koleżanki i się umawiały w imieniu córek.  Kiedy przebywałam na koloniach z klasą na 3 tygodnie to pisałam tradycyjne listy do rodziców. Teraz to jest nie do pomyślenia i brzmi jakbym kiedyś żyła w XIX wieku.

Dlatego telefon komórkowy z możliwością wysyłania SMS-ów był dla mnie jak i moich rodziców zbawieniem. Pamiętam jak tylko otrzymałam pierwszy w życiu telefon (i była to Nokia Communicator z możliwością wysyłania również faxów – niestety skradziono mi go) to moja Mama była taka przeszczęśliwa, że na każdej przerwie (co 45 minut) w szkole wysyłała mi SMS-y, z zapytaniem np. jak było na matematyce? Jak było na historii? Czy mnie pytano? Jaką ocenę otrzymałam? Itp. A potem wracając do domu, nagle nie było tematów do rozmów, bo wszystko już na SMS-ie napisałam. Dlatego koniec końców rozmówiłam z Mamą, żeby cierpliwie czekała na mój powrót i wszystko jej opowiem, a gdyby było coś ważnego to od tego są SMS-y. Wiem, że Mama po prostu była szczęśliwa, że może ze mną korespondować na odległość bez pośredników. A gdy studiowałam 400 km z dala od domu to, żeby komunikacja przebiegła szybciej to korespondowaliśmy poprzez komunikator Gadu Gadu.

Z rodziną nie mam problemu z komunikacją SMS-em. A jak wygląda w życiu codziennym i zawodowym? Już tak różowo nie było i nadal nie jest.

„Przepraszam, proszę pisać SMS-a. Jestem głucha” – tak odpowiadam na numery, które próbują ze mną się połączyć. Jeżeli telefon dzwoni wciąż upierdliwie po prostu ignoruję, bo co mogę zrobić?  Oczywiście, jeśli wiem, że lada moment ma być kurier to już inna sprawa. Za wszelką cenę próbuję złapać kontakt poprzez SMS. Czasami się udaje. Czasami nie – muszę jechać osobiście do sortowni. Bo kurier:

  1. albo nie ma czasu;
  2. albo jest z epoki dinozaurów i ani śni mu się korzystać z funkcji SMS-a;
  3. albo po prostu nie rozumie, że naprawdę nie słyszę przez telefon.

Ale nie tyczy to tylko kurierów. Także innych pracowników banku czy instytucji państwowej, np. ZUS.

Banki często przy odblokowywaniu haseł każą mnie połączyć z numerem obsługi klienta, bo tylko na podstawie mego głosu odblokują hasło. E-mail nie wchodzi w grę. SMS też nie. Mój ojciec nie może w moim imieniu zadzwonić. Absurd nad absurdem. Co mi zostaje? Przyjść osobiście.

Kiedyś w ZUS-ie poprosili o mój numer telefonu, bo chcą informować mnie telefonicznie o sprawie x. Mówię im, że i tak nie odbiorę telefonu, więc niech informują mnie SMS-owo. Nie, nie można, bo mają stacjonarny. No dobra, to e-mailem. Nie, bo e-mailem mogą tylko między pracownikami, a nie z klientem. Więc co mi zostaje? Przyjść osobiście.

Pewna instytucja chce korzystać z usług mojej firmy, czyli szkolenia języka migowego dla ich pracowników, ale „niech najpierw Pani zadzwoni pod ten numer i przedstawi ofertę”. No i masz babo placek. Mówię im, że mogę przedstawić ofertę jedynie mailowo, bo przez telefon nie słyszę. To może niech ktoś ze słyszących zadzwoni w moim imieniu. Nie, bo tylko ja znam najlepiej swoją ofertę i więcej nie odezwali się do mnie. Zbyt problematyczna ze mnie osoba.

W państwowej przychodni lekarskiej. Idę do rejestracji i mówię, że byłam zapisana do lekarza. Pani z rejestracji odpowiada, że lekarz nie pracuje od miesiąca i że próbowano dodzwonić do mnie, a ja nie odbierałam. Odpowiadam, że jestem głucha, więc nie odbieram i że Państwo przecież mają w bazie napisane, że kontakt ze mną tylko SMS-em. Sprawdzają bazę i faktycznie wisiała taka informacja. Przeprosili za zaistniałą sytuację, a ja byłam zła. Zmarnowałam czas na dojazd w dwie strony 40 km.

I wiele, wiele takich podobnych sytuacji. Niby mamy wysoką rozwiniętą technologię – SMS-y, e-mail, komunikacje przez WhatsApp, Messenger itd. – korzystanie z takich możliwości dla niektórych ludzi nie wiedząc czemu jest bardzo kłopotliwe, ale na szczęście większość ludzi dostosuje się do moich potrzeb– na wizytę weterynaryjną umawiam się e-mailowo, ostatnio nawet z nimi koresponduję przez wiadomość prywatną na Instagramie na moim zwierzęcym profilu, do fryzjera SMS-em, sprawy biznesowe e-mailem, a czasami Messengerem. Ja wiem, że szybciej i łatwiej jest po prostu zadzwonić i wylać potok słów niż napisać, ale te technologie naprawdę nie gryzą. I naprawdę ułatwiają osobom niesłyszącym funkcjonowanie w świecie słyszących, pozwalają im na bycie niezależnymi i dają Nam ogromne możliwości. Czasami słyszące społeczeństwo, a także sztywne zasady w instytucjach, komplikują załatwianie często prostych i błahych spraw.

Jest to problem dość powszechny w XXI wieku,

a właściwie to nie my niesłyszący mamy problem z używaniem alternatywnych sposobów komunikacji na odległość, jakie nam dają telefony, komputery, niestety społeczeństwo słyszących zamiast mosty to buduje mury i nie zawsze daje Nam szansę na lepsze funkcjonowanie w życiu codziennym.

Muszę przyznać, że gdyby nie technologie moja firma by nie istniała, bo tradycyjne pukanie do drzwi z ulotkami i wizytówkami oraz ustna prezentacja oferty nie zdaje egzaminu (tak, próbowałam już to). Prędzej to słyszącym uda się tą drogą zdobyć klientów niż niesłyszącym. Dlatego social media czyli FB, Instagram, Youtube, strona internetowa, e-mail to alternatywna możliwość zdobycia klientów, nawiązania współpracy z różnymi firmami, instytucjami, no i zdobycia stałych obserwujących, czyli Was, moi Mili. Dlatego dziękuję, że jesteście i że chcecie lepiej poznać Nasz świat.

Dodaj komentarz